Wielkanocne potrawy większość z Was pewnie planuje tuż po Sylwestrze. U mnie jednak jest jak zawsze inaczej. Zazwyczaj biegam jak bezgłowy indyk przez cały ostatni tydzień i nie wiem w co ręce włożyć.
Znacie to? Jeśli tak, to ten wpis jest dla Was. Potraktujmy to wszyscy jako wielkanocne koło ratunkowe dla zabieganych, złapmy głęboki oddech i w końcu odpocznijmy. Nauczyłam się już, że nieumyte okna nie sprawią, że święta nie nadejdą, a bałagan w kuchennej szafce mnie nie zabije – o ile nie wypadnie mi z niej coś ciężkiego na głowę. Odpuszczam. Poza tym ostatnim, według mnie najważniejszym punktem – musi być smacznie! Wtedy możemy spokojnie celebrować świątecznie dni – razem, bo w końcu praca też ma wolne, z domowym białym barszczem na wypadek głodu i kawałkiem najsmaczniej na świecie adwokatowej babki. Do kawy… W ukochanym fotelu…
O brudnych oknach nikt nie wspomina, a jeśli to sprawi, że mniej będzie widać śnieg, który być może znów spadnie, to nawet lepiej…













